5 ludzkich zachowań, które mnie lekko irytują.
Niekoniecznie bardzo, bo ja na ogół jestem spokojny człowiek i jak ktoś mnie wkurzy gotów jestem co najwyżej strzelić mu w stopę. A mogłbym zabić, no nie?
I. To jest pedalskie!
Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby zabrać Polakom słowa Żyd, chuj, pedał i komunista (tudzież wariacje na temat komunisty) to nie mieliby kogo jak obrazić. Skupmy się na pedale, pedalstwie, pedałowaniu.
Już dawno temu zauważyłem, że ludzie kochają oceniać orientację seksualną wszystkiego na około. Tak wszystkiego, nie wszystkich. Pal licho ocenianie osób. Łapię się za to za głowę gdy słyszę, jakie zachowanie jest, a jakie nie jest pedalskie. Co wolno, a czego nie wolno robic, oglądać, słuchać, czytać, czy też czym się w ogóle interesować, żeby ktoś nie pomyślał, że wolimy dotknąć samczego bicepsu, zamiast kobiecego cycka.
Pijesz Redds'a, czy Gingera? Przecież to pedalskie piwa! Jak możesz? Jak możesz oglądać pedalskie kucyki Pony? Śmiesz interesować się modą? Ty pedalski pedale! I w ogóle co to za pedalskie ciuchy nosisz? I ta twoja pedalska muzyka w odtwarzaczu, a kysz!
Łapiecie o co chodzi?
Nie wiem jak bardzo trzeba byc zakompleksionym, żeby próbować komuś dogryźć dokonujac oceny jego orientacji. Więcej, jak trzeba byc zakompleksionym, żeby czyjąkolwiek orientację traktować w pogardliwy sposób. Dla mnie to domena ludzi naprawdę małych, ludzi obdarzonych umiejętnościami kostruowania argumentów na poziomie robaczka świętojańskiego. A swoją drogą to gej nie może być męski? Bo dla mnie np. prawdziwe męstwo to min. odwaga, honor, troska o swoich najbliższych i umiejętnośc zapewnienia im bytu, a nie osobisty gust w sprawie dziurek do ruchania.
Also... a jakie zachowania są lesbijskie? Bo jeszcze chyba nikt żadnego nie wymienił?
II. Zabawna strona nienawiści - o hejterach.
To miał byc temat na osobny tekst, ale jakoś mi tutaj przypasowało.
Bawi mnie to, że o większości popularnych rzeczy, wokół których było i jest w dalszym ciągu mnóstwo szumu dowiaduję się zawsze z plujących żółcią ust osób, które chyba za jedyny życiowy cel uznały łażenie po sieci z maczugą i trollowanie na forach miłośników danego zjawiska. Tak to żyłbym sobie dalej w błogiej nieświadomości o co biega ze świecącymi się wampirami, Bejbe Bejbe Biebera i innymi bzdetami, które przeminęły by bez wiekszego echa gdyby ludzie przestali na nie pluć. Bo prawda jest taka, że napierdalanie na coś tylko dodatkowo nakręca popularność.
To nie jest tak, że drażni mnie sama krytyka i wyśmiewanie. Wręcz przeciwnie, uwielbiam dobre parodie. Czegokolwiek, byle by były naprawdę dobre. Za to do szewskiej pasji doprowadza mnie podbijanie własnego ego pokazując jakim to się jest niemainstreamowym bo należy się do super zajebistej mniejszości, która nie dała się omamić i gówna nie tyka.
To rodzi masę kretyńskich sytuacji np.
fav.me/d1vrsq1 (OMG patrzcie! Spaliłam książkę! Ale ja jestem...jestem... jestem idiotką...)
fav.me/d21kqdm (OMG! I mam naśladowców!)
Żeby nie być monotematycznym dodam, odrywając się już od fenomenu Zmierzchu, że hejter to gatunek ekspansywny, spotykany w każdym środowisku, przy każdej sytuacji. Hejtują polityków, bo przecież każdy polityk bez wyjątku to burak i złodziej, a państwo mnie wciąż oszukuje, skurwysyny! Co z tego, że kasę na wszystko daje mi mama, a pracą rączek nie skalałem. Hejtują ludzi mediów, piosenkarzy i aktorów, toczą pianę z pysków na wieść, ze Cichopek, czy inna Mucha kupiła sobie torebkę za kilka tysięcy i do żadnego z tych zakutych łbów nie dociera, że to jest jej, Cichopka, czy Muchy kasa i to tylko jej sprawa co z ową kasą poczyni, a im gówno do tego. Pod zdjęciem dowolnej znanej osoby na bank wyłapie się, na tych wszystkich Pudelkach i innych Dobermanach przynajmniej kilkanaście komentarzy jaka to ona paskudna, gruba, a cycki to se na pewno zrobiła i mordę też. Głowę daję, że zdjęcie każdego z nas, wrzucone na podobną witrynę zostałoby prędzej, czy później podobnie zrównane z ziemią, a zakładam, że większość ludzi jednak się pasztetami nie rodzi.
Gardzą Biebierami, Gagami, Wiśniewskimi, Dodami, Wojewódzkimi mimo, że gówno o nich wiedzą i nie rozumieją, że sceniczny wizerunek nie równa się prawdziwemu. Gardzą widzami Tańca z gwiazdami, Klanu, M jak Miłość, X Factor itd. no bo oni przecież są ci lepsi, mądrzejsi. Oni to chodzą jeno do tyjatru, a jak do kina to tylko Woody Allen i arcydzieła kinematografii azerbejdżańskiej. Jasne.
Nie rozumiem takiego sztucznego, niepotrzebnego nakręcania i jednoczesnego wywyższania się. Nie rozumiem dlaczego normalna krytyka przeradza się w jakieś chore, wymierzone w kogoś krucjaty. Dla mnie, człowieka maksymalnie na wszystko obojętnego, czasem wręcz flegmatycznego plasuje się to poza granicami rozumowania. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze, ty, który to czytasz. Jeśli nie lubisz książek Stephanie Meiyer, Rowling, Paoliniego, Coelho, whatever, jeśli nie lubisz muzyki Biebiera, Lady Gagi, Eminema, Miley Cyrus, whatever, nie lubisz tego i tamtego, dostrzegasz tego wady i umiejętnie je wytykasz, robisz to normalnie, ironicznie, z jajem, wszystko jest wporzo, przytaknę ci i pośmiejemy się razem, bo ja też nie jestem fanem tych rzeczy, ani ludzi. Ale jeśli miotniesz przy mnie, że nie lubisz kogoś, tylko dlatego, że lubi to, czego ty nie lubisz, wiedz, że ja nie lubię ciebie.
Ja nic od nikogo nie wymagam, nie oczekuję, nikomu nie zazdroszczę. Jak czegoś nie lubię, to po prostu tego nie tykam i się tym nie przejmuję, dając żyć innym, skoro oni dają żyć mnie. I tak zachowuję przeważnie to, co tak naprawdę jako jedyne liczy się w życiu. Święty spokój.
III. Jezusicku! Toż to straszne!
Kolejna obserwacja, o której szerzej napiszę w mojej przyszłej książce, ktora nigdy nie zostanie wydana dotyczy ludzi żyjących wg.tego co od kogoś tam usłyszeli, względnie gdzieś przeczytali. Nomen omen na którymś z naszych przecudownych portali informacyjnych. Czego ja się tam nie dowiedziałem. Ponoć w ciagu ostatniego tygodnia nastały dwa końce świata. W ciągu ostatnich paru lat zanotowano na Ziemi tyle pożarow, że w zasadzie gdzieś w okolicy powinni się przechadzać Dante z Wergiliuszem. Dowiedziałem się też, że czeka mnie niechybnie przedwczesna śmierć bo zwykłem jadać pomidora razem z ogórkiem, a to ponoć bardziej niebezpieczne dla organizmu niż dojrzewający w klatce piersiowej dorodny Xenomorph. Tak samo powinno mnie mdlić na sam widok parówek, no bo przecież KAŻDY wie co tam do nich dodają i trują całą planetę A tak w ogóle to cud, że nie zabiły mnie jeszcze banany, które spożywam regularnie. No bo wiedzieliście, że mają wysoki indeks glikemiczny? Tak, też nie mam pojęcia co to jest. Takimi oto przestrogami jestem codziennie raczony. Ostatnio się dowiedziałem, że nawet cytryny nie mogę sobie dodać do herbaty, bo to spowoduje odkładanie się glinu w moim organiźmie (WTF?)
Poważnie, czy ktokolwiek z ilorazem inteligencji wyższym od tego przyssanego do ściany akwarium glonojada żyje wg. tych głupich przykazań pisanych dla zapchania wierszówki? Czy ktokolwiek wierzy, że wpierniczając same kiełki i popijając mleczkiem sojowym, przykładając ręce do telewizora gdy pan uzdrowiciel każe i może jeszcze uprawiając feng shui ma szansę pożyć te kilka lat więcej od chociażby mało aktywnego palacza? Nie jestem przekonany, albowiem nie znamy dnia ani godziny, że tak sobie wyjątkowo patosem zarzucę.
To samo się tyczy panikarzy i czarnowidzących z pod znaku końców świata, niechybnych klęsk i nadchodzących wojen. Ceny pójdą w górę, lodowce topnieją, pandy nie chcą się ruchać. A tak w ogóle to to wszystko jest jeden wielki spisek NASA, Iluminatów, Żydów, Masonów i Misia Kolargola. Gdy czytam takie wiadomości, słucham takich ludzi, nabieram przekonania, że gatunek ludzki powinien zmienić nazwę na Homo Territus - Człowiek Zastraszany.
A ja i tak będę sobie żył jak mi pasuje, uprawiając mój sprawdzony wszystkowdupizm. Z zaciekawieniem oczekując kolejnego końca świata (może któryś w końcu będzie spektakularny, na tyle że da się go zauważyć?) i pijąc herbatę. Z cytryną, bo tylko taka jest naprawdę smaczna.
IV. Podniecanie się związkiem.
Generalnie jestem pozytywnie nastawiony do ludzi. Z tąd potrafię cieszyć się cudzym szczęściem, czy jest to szczęście dziecka, które dostało czekoladę, czy starego małżeństwa, ktore przeżyło ze sobą 50 lat. Tak samo potrafię się cieszyć, gdy dwójka ludzi się odnajduje. Ale wszystko ma swoje limity.
Nie chodzi o samo cieszenie się związkiem, okazywanie swej radości. Raczej o pewien rodzaj wyższości względem osób samotnych.
To sytuacje w rodzaju tych gdy słyszymy docinki "czemu nie masz jeszcze dziewczyny/żony/kochanki", "chce ci się iść samemu na imprezę?" Samotny dla wielu znaczy gorszy.
Pal licho gdy kumpel/kumpela zaczyna sikać z radości bo ktoś zwrócił na niego uwagę. Pal licho gdy trajkocze nam nad uchem jakie to jego kochanie jest wspaniałe. To zrozumiałem, motylki w brzuszku te sprawy. Niefajnie zaczyna się robić gdy wyraźnie już odnotowujemy w czyimś głosie drwinę, gdy w czasie przyjacielskiego przekomarzania się nagle ktoś rzuca "ale za to ja jako jedyny w towarzystwie mam dziewczynę haha i cooo?"
Gówno.
Bo czym tak właściwie się cieszysz baranie? Jarasz się związkiem, czy nim szpanujesz? w czym niby jesteś lepszy od samotnego?
Głupie w tym wszystkim jest to, że samotni przyjmują w tym wypadku najczęściej postawę defensywną. Ktoś machnie ręką, usmiechnie się krzywo, rzuci niby ze śmiechem "a daaaj spokój", a w głębi duszy jest albo wściekły/a, albo co jest jeszcze bardziej irracjonalne, wstydzi się samego siebie. Kończy wieczór przesiadując kilka godzin na serwisie randkowym w przekonaniu, że musi jak najszybciej znaleźć miłość swego życia.
No właśnie, musi? Czy to takie trudne powiedzieć, że czyjś związek nam nie imponuje? Może ktoś tego zwyczajnie nie potrzebuje, zwyczajnie ceni sobie pełną swobodę, niezależność? Są tacy ludzie. Ale nie każdy powie o tym głośno, nie chcąc robić sobie tzw. siary u znajomych, czy też martwić rodziców, którzy przecież marzą o wnukach.
Nie piszę tego z perspektywy osoby samotnej, więcej, odkąd poszedłem na studia nie narzekam na brak popularności, ku mojemu zaskoczeniu bo zawsze z wrodzonej skromności uważałem się za przeciętniaka.
Ale nawet pomimo tego nigdy nie zamierzałem i nie zamierzam czynić ze związku karty atutowej. Bo każdy nowy, udany związek to po prostu kolejne, radosne życiowe doświadczenie, nie tryumfalna mina "bo dziś zarucham a wy nie!"
V. Wyśmiewanie cudzych zainteresowań.
Na sam koniec rzecz najbardziej absurdalna, coś, czego nie da się absolutnie niczym wyjaśnić.
Ile razu drogi czytelniku przyjąłeś na siebie ironiczne spojrzenie za to, że powiedziałeś co lubisz robić w ramach hobby, co lubisz czytać, w co grać, jakie filmy lubisz, w jakich pozycjach zwykłeś chędożyć swą lubą, czy co umieszczasz tu na DA?
Zapadł mi jakoś szczególnie w pamięć przypadek gościa, członka forum Transformery.pl, uprawiającego video recenzje nabywanych przez siebie figurek. Ktoś wrzucił jego profil na sadistic.pl. Chłopak został zjechany od przyjebów, kurwinoksów i innych przyjemnych epitetów. Ot internetowy motłoch dorwał nową ofiarę, nothing new. Ale zapadło mi w pamięć bo to koronny przykład tego jak plebs traktuje kogoś kto śmie w tej wielkiej orkiestrze zagrać trochę inaczej.
No bo jak się chce uchodzić za normalnego, żeby śmichów chichów nie było no to przecież trzeba umieć pogadać o normalnych sprawach, nie? Nie jakichś głupotach!
Co to są te normalne sprawy? No jak się jest facetem to przecież wiadomo, piłka, siłka, chlanie, dupy i "a ostatnio to tak jednemu przyjebałem haha!". Jak ktoś chce uchodzić za inteligienta no to polityka oczywiście, oraz to co się studiuje, ale podniesione do potęgi entej. Kobiece tematy to faceci, kosmetyki, imprezki, hihi...
Jak to komuś sprawia przyjemność, to spoko, nie moja brocha. Ale trzeba mieć naprawdę pustą pałkę, żeby pluć się na kogoś za to co ten ktoś lubi robić.
No bo patrząc tak na to chłodnym, analitycznym okiem to w czym takie kolekcjonowanie chociażby wspomnianych transformerów jest głupsze od powszechne akceptowanego zbierania znaczków, czy monet? Żadna mania kolekcjonerska nie jest racjonalna ani pragmatyczna, służy tylko naszej osobistej satysfakcji i gówno wszystkim do tego, czy osiągamy ją dzierżąc w dłoniach klaser, czy Megatrona.
Co takiego niższego jest w oglądaniu kreskówek zamiast filmów fabularnych, czytaniu komiksów miast mądrych książek, przesiadywaniu w ciepłym domu z kubkiem kakako w dłoni, w zastępstwie baunsowania w rytm techniawki na deskach remizy, czy kibicowaniu? Posiadaniu niewielkiej grupy zaufanych przyjaciół, a nie tysiąca znajomych na Twarzoksiążce? Niech ktoś mi to wyjaśni bo ja to chyba jednak głupi jestem
i czasem potrzebuję posłuchać kogoś mądrzejszego od siebie.
Żadna pasja nie jest czymś złym, ani dziwnym, o ile tylko robiąc coś nie krzywdzi się tym samym drugiego człowieka. Jakiekolwiek próby hierarchizownia hobby to jak porównywanie co jest lepsze, komputer, czy lodówka? I dopóki rozwijanie swojego hobby nie staje się zbyt nachalne, inwazyjne, jeśli wiemy kogo warto w sprawę angażować, a komu lepiej dać spokój, dopóty nie powinniśmy się niczego wstydzić, ani dać sobie wmówić, że powinniśmy rzucić wszystko w cholerę gdy ktoś tylko stanie nad nami zacietrzewiony z batem.